Cóż mogłabym napisać o tym jakże wspaniały dziele japońskiego pisarza? Książka jest dość gruba i na upartego mogłabym wypowiedzieć się na temat każdego z zawartych w niej słów, każdego przecinka, myślnika i kropki. Mimo takiej możliwości pozostanę jednak przy tradycyjnej recenzji.
Zacznę od kilku słów na temat samego autora. Kim jest Haruki Murakami? Jest to starszy pan, który z łatwością podbił serca młodych dziewczyn swoim nietuzinkowym stylem. Urodził się w Kioto w 1949 roku. Skończył Dramat Klasyczny na wydziale Literatury Uniwersytetu w Waseda. No i naturalnie napisał masę książek, które zdobyły wiele nagród. Zapewne słyszeliście o „Po zmierzchu”. Jest to najnowsza książka tego autora. Całkiem dobra, przez co ostatnio było o niej głośno. Dzisiaj chciałabym jednak skupić się na równie dobrym dziele Murakamiego, jakim jest „Norwegian Wood”.
Nietrudno się domyślić, że książka ta została zainspirowana piosenką beatlesów o tym samym tytule.
Nie będę rozwodzić się nad tym utworem, wspomnę jednak, że ma naprawdę przyjemny podkład
muzyczny (ukłony w stronę gitarzysty). W całej powieści autor niejednokrotnie wymieniał tytuły różnych utworów, dzięki czemu czytelnik mógł w łatwy sposób poznać gust muzyczny japońskiego pisarza. Osobiście na playliście Murakamiego nie znalazłam zbyt wielu utworów wykonywanych w jego ojczystym języku. To zabawne, prawda? Nastolatki uparcie wsłuchują się w dzieła japońskich, koreańskich czy mandaryńskich artystów, podczas gdy rodzimi azjaci uciekają się do klasycznych utworów azjatyckich, na przykład z Ameryki czy Wielkiej Brytanii. Nie dzieje się tak zawsze, ale często, co niezwykle mnie bawi. Przesłodki paradoks.
Nie będę rozwodzić się nad tym utworem, wspomnę jednak, że ma naprawdę przyjemny podkład
muzyczny (ukłony w stronę gitarzysty). W całej powieści autor niejednokrotnie wymieniał tytuły różnych utworów, dzięki czemu czytelnik mógł w łatwy sposób poznać gust muzyczny japońskiego pisarza. Osobiście na playliście Murakamiego nie znalazłam zbyt wielu utworów wykonywanych w jego ojczystym języku. To zabawne, prawda? Nastolatki uparcie wsłuchują się w dzieła japońskich, koreańskich czy mandaryńskich artystów, podczas gdy rodzimi azjaci uciekają się do klasycznych utworów azjatyckich, na przykład z Ameryki czy Wielkiej Brytanii. Nie dzieje się tak zawsze, ale często, co niezwykle mnie bawi. Przesłodki paradoks.
Przejdźmy jednak do samej książki. „Norwegian wood” opowiada o młodym chłopaku który wiedzie dość przeciętne życie. Uczęszcza na uniwersytet, spotka się ze znajomymi. Murakami pięknie opisał życie w męskim akademiku, gdzie panuje ogromny bałagan, na ścianach wiszą zdjęcia nagich kobiet, a studenci każdej nocy piją i onanizują się wpatrzeni w wyżej wymienione fotografie. Toru Watanabe – główny bohater powieści – mieszka właśnie w takim miejscu, z tą tylko różnicą, że jego współlokator z niebywałą przesadą dba o porządek. Watanabe jest natomiast osobą, która nie zwraca uwagi na takie drobnostki. Czytając powieść Murakamiego, odniosłam wrażenie, że Toru ma naprawdę obojętny stosunek do życia. Naprawdę niewiele rzeczy ma dla niego znaczenie. Myślę, że między innymi jest to spowodowane samobójczą śmiercią Kizukiego. Murakami pięknie opisał uczucia Toru, jakie towarzyszyły śmierci jego najbliższego przyjaciela, który był chyba jedyną osobą, na której naprawdę mu zależało. Poczucie winy, smutek, pustka i nieodłączne pytanie – dlaczego? To naturalne – strata przyjaciela jest naprawdę bolesnym przeżyciem.
Jak to mówią – gdy zamykają się jedne drzwi, los otwiera przed nami nowe. W przypadku Toru było podobnie. Kizuki pozostawił bowiem po sobie Naoko – wspaniałą, piękną dziewczynę, z którą znał się od najmłodszych lat i którą kochał nade wszystko. Dlaczego więc zostawił ją i odebrał sobie życie? Na to pytanie pewnie nigdy nie poznamy odpowiedzi.
Między Naoko i Toru rodzi się uczucie – początkowo są to tylko ciche spacery przez miasto, do których bohater powieści niezwykle się przyzwyczaja. Z czasem coraz bardziej zaczyna tęsknić za dziewczyną zmarłego przyjaciela. Jako wciąż młody człowiek nie potrafi do końca zrozumieć otaczającego go świata i uczuć, jakie się w nim kłębią. Niemniej jednak znajomość z Naoko nabiera dla niego ogromnego znaczenia.
Watanabe nie potrafi sobie znaleźć przyjaciela wśród chłopców mieszkających w akademiku. Jedynym rówieśnikiem, z którym znajduje wspólny język, był Nagasawa – niezwykle mądry i wpływowy osobnik, który wywarł ogromne wrażenie na Toru. Nagasawa wciąga głównego bohatera powieści w niezwykle interesujące zajęcie, które z czasem staje się nałogiem.
W trakcie trwania powieści Watanabe poznaje Midori. Jest to niezwykle barwna postać, której z chęcią poświęcę dłuższą chwilę. Jest to dziewczyna uczęszczająca na ten sam uniwersytet, co Toru. Wyróżnia się z tłumu z powodu krótko obciętych włosów. Jest dość wesołą, rozgadaną i szczerą osobą, której nie sposób nie lubić. Podoba mi się w niej to, jak otwarcie mówi o sprawach związanych z seksualnością. Warto również nadmienić, że Midori lubi śpiewać i grać na gitarze, chociaż nie jest w tej dziedzinie specjalnie uzdolniona.
Nie chcę się zbytnio zagłębiać w fabułę, aby nie psuć niespodzianki osobom, które jeszcze nie miały okazji zapoznać się z tym dziełem. Osobiście bardzo lubię, gdy fabuła mnie zaskakuje. I chociaż „Norwegian wood” nie posiada zbyt zaskakującej fabuły, to i tak pewien element zaskoczenia powinien pozostać zachowany. Nie napiszę więc, jak potoczyły się losy Watanabe, Naoko i Midori. Nie wspomnę o tym, w jaki sposób Toru powoli stał się dojrzałym mężczyzną. Nie opiszę również niezwykle zaskakującego, ale i na swój sposób przyjemnego zakończenia. Nie napomnę o niezwykle wciągającej historii Reiko, rozrywkach Watanabe i szpitalu psychiatrycznym. Tego wszystkiego będziecie mogli dowiedzieć się po przeczytaniu dzieła Murakamiego.
Osobiście bardzo polecam tą książkę, gdyż jej autorowi udało się ubrać przecięte wydarzenia w tak piękne słowa, iż nabrały one zupełnie nowego znaczenia. Polecam ją dosłownie każdemu, jednak zwłaszcza tym, którzy interesują się azjatycką kulturą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz