Grafika, poradniki, muzyka, hobby
.

28.08.2012

"Norwegian wood" \ recenzja filmu

Oryginalny tytuł: ノルウェイの森 (Noruwei no mori)
Na podstawie: Haruki Murakami - "Norwegian wood"
Rok produkcji: 2010
Kraj: Japonia
Długość: 113 min.
Reżyseria: Tran Anh Hung
W rolach głównych: Ken'ichi Matsuyama, Rinko Kikuchi, Kiko Mizuhara

Przy okazji pisania recenzji książki Harukiego Murakamiego natknęłam się na wzmiankę o ekranizacji powieści. Nie zastanawiałam się długo i gdy tylko opublikowałam poprzedni post, zabrałam się za poszukiwanie filmu. Byłam bardzo ciekawa, czy Tran Anh Hung podołał zadaniu i w należyty sposób przeniósł tak bliskie mi postaci jak Toru czy Midori na ekran.
Nie twierdzę, że byłby to trudne - Murakami obmyślił już całą fabułę i stworzył postaci, a zadaniem reżysera było jedynie podążanie za instrukcjami słynnego japońskiego pisarza. Jak się jednak okazuje, nie wszystko jest takie proste, jak się z pozoru wydaje. 

Gdybym miała podejść do sprawy ogólnie, to powiedziałabym, że film mi się podobał i że jest warty obejrzenia. Jednak gdy przychodzi mi zagłębić się w szczegóły, całość nie wygląda już tak kolorowo. Nie jest tragicznie, ale i nie najlepiej.

Pierwszą i chyba najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą jest to, że akcja dzieje się zdecydowanie i za szybko gdybym przed obejrzeniem filmu nie zapoznała się z książką, z pewnością nie połapałabym się w fabule, nie zrozumiałabym większości wydarzeń i w gruncie rzeczy nie wiedziałabym, kto jest kim. Tak, wiem, książka była gruba, a film i tak był dość długi, ale gdyby reżyser podszedł do sprawy poważnie, mógłby podzielić film na dwie części, tak, jak było to w przypadku ostatnich książek z takich sag jak "Harry Potter" czy "Zmierzch". Wiem, że wiąże się to z kosztami, ale czy "Norwegian wood" nie zasługuje na naprawdę porządną ekranizację? To, co obejrzałam, zdecydowanie nie spełnia moich wymagań, a nie jestem zbyt wybredna.

Teraz chciałabym skupić się na obsadzie. Nie mam zbyt wiele do zarzucenia, jeśli chodzi o grę aktorską Ken'ichiego Matsuyama. Nie mam pewności, czy wyglądem odpowiada on mojemu wyobrażeniu postaci Toru, ale w gruncie rzeczy w książce nie było dokładnego opisu jego wyglądu, więc reżyser miał w tej kwestii wolną rękę. Mógłby być bardziej przystojny, ale w połowie filmu idzie się przyzwyczaić. Były momenty, kiedy bardzo przypominał mi Kyuhyuna z Super Junior. To takie elfowe zboczenie.

Odniosłam wrażenie, że jak na młodego Watanabe trochę za często się uśmiechał. Wyobrażałam sobie Toru jako kogoś, kto raczej żadko się śmieje i większość rzeczy nie ma dla niego znaczenia. Dobrze przedstawiono go w sytuacji, gdy stykał się ze strajkującym tłumem - w tych momentach idealnie oddano jego obojętność. Często jednak jego uczucia za bardzo dawały o sobie znać. 

Spory talent aktorski pokazała Rinko Kikuchi, która wcieliła się w postać Naoko. Myślę, że reżyser przyłożył sporą wagę do jej postaci. Zawsze jakimś wyzwaniem jest zagranie w taki sposób, aby dać wrażenie choroby psychicznej. W filmie Naoko wydawała się być nieco bardziej chora niż w książce, a jednocześnie nie zauważyłam jej trudności z ubraniem myśli w słowa, co jasno zaznaczył Murakami w swej powieści. Poza tym drobnym szczegółem gra Rinko bardzo mi się podobała i nie mam do niej większych zastrzeżeń. Istontą była jednak kwestia wyglądu Naoko. Aktorka wcielająca się w jej postać miała w chwili kręcenia filmu 29 lat, czyli była o ponad 10 lat starsza od 19-letniej Naoko. 

Istotnie kontrast między nią a 25-letnim Ken'ichim. Dodatkowo sam jej wygląd lekko mnie zirytował. Wyobrażałam sobie Naoko jako dziewczynę niezwykle piękną, o delikatnych rysach. Taką widział ją Watanabe. Rinko natomiast ma wyraziste rysy twarzy, które niezbyt pasują do granej przez nią postaci. 

Nie mogłabym zapomnieć o wielkich brawach dla Kiko Mizuhara, która zagrała Midori. 19-letnia wówczas idealnie wcieliła się w tą postać. Mam lekkie zastrzeżenie do jej włosów, które powinny być znacznie krótsze, ale jej gra byłą perfekcyjna. Ani w książce, ani w filmie nie dało się tej postaci nie pokochać.  

Na uwagę zasługuje również Reika Kirishima, która zagrała Reiko i Tetsuji Tamayama, który wcielił się w postać Nagasawy. Nie były to szczególnie proste role, ale aktorzy poradzili sobie z nimi doskonale. Podobała mi się obojętność i chłód, jaki bił od Nagasawy. Reiko również nie mam nic do zarzucenia. 

Nie będzie to wielki spoiler, kiedy napiszę, że akcja potoczyła się z grubsza tak, jak w książce. Jednak co do samej akcji, to było jej zdecydowanie za mało. Reżyser nie pominął chyba żadnego wątku (chociaż nie przypominam sobie, żeby w filmie Toru rozmawiał z rybakiem, ale mogło mi to umknąć), ale do większości z nich podszedł bardzo ogólnikowo. Dodatkowo niektóre sceny przeciągały się w nieskończoność - głównie te łóżkowe, które mogłyby być znacznie krótsze lub tylko delikatnie zaznaczone. 


Film bardzo plusuje za to, że zachowano w nim klimat panujący w książce, mimo iż kręcono go zaledwie dwa lata temu. Stażyści są ubrani w pasujące stroje (Moją uwagę przykuł mężczyzna w sklepie z płytami, który został pokazany w momencie, kiedy Watanabe rozciął sobie rękę.), w tle sączyła się odpowiednia muzyka. Nie są to moje klimaty, ale są to dokładnie takie klimaty, jakie panowały w powieści Murakamiego. Cieszę się, że reżyser pamiętał o tym i nie starał się trochę tej powieści uwspółcześnić.

Podsumowując, film był dobry. Nie doskonały, ale dobry. Widziałabym go raczej w postaci dwóch części, ale taka odsłona też jest znośna. Na koniec dodam, że wręcz zakochałam się w piosence przewodniej i usiłuję nauczyć się grać ją na gitarze.

Zwiastun:


Ogólna ocena:
7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz