Grafika, poradniki, muzyka, hobby
.

14.05.2015

Gorączka, kiełbaski, vodka i do tyłu - koncert Block B

Wiem, że ten wpis powinien pojawić się już dawno temu, ale zwyczajnie wciąż słabo stoję z czasem, także piszę go dopiero teraz. Także nie wyobrażałam sobie, żeby post miałby się nie pojawić, ponieważ KONCERT BLOCK B w WARSZAWIE to nie jest coś, co można by było przegapić.

Zacznijmy od początku - skąd ostatnio tyle K-POPowych koncertów w  Polsce? Mieliśmy już Led Apple, NU'EST i VIXX (tych ostatnich widziałam przypadkiem, Ken pomachał do mnie z taksówki^^), a do niedawna polscy fani koreańskich boysbandów (ok, girlsbandów też) mogli jedynie pomarzyć o tym, że ich idole przybędą do takiego małego i nic nieznaczącego państewka (przesadzam, wiem xD), jakim jest Polska. Dzięki moim niesamowitym znajomościom słyszałam ostatnio teorię od czego to wszystko się zaczęło i jeżeli jest ona prawdziwa, to będziemy musieli wszyscy podziękować mojej koleżance, która się do tego przyczyniła. Ale nie mam pojęcia, czy to jest prawda.

Według moich niepewnych informacji wszystko zaczęło się od koreńskiego aktora i piosenkarza, Lee Seung Chul, gdy przyleciał on do polski z grupą licealistów. Słyszałam tą historię wiele razy, gdyż uczestniczyła w niej moja przyjaciółka, jednak nie pamiętam wszystkich szczegółów. Oczywiście kilka K-POPerek dowiedziało się o przybyciu koreańczyka i udało im się z nim porozmawiać. Podobno Lee Seung Chul zapytał dziewczyny, ile mają rocznie koncertów K-POPowych w Polsce, na co one oczywiście wybuchnęły śmiechem. Wtedy Lee Seung Chul powiedział, że coś w tej sprawie zrobi i pogada, z kim trzeba. Chyba wszystko się zgadza, więc przyjmijmy, że tak było naprawdę.

Skoro już wyjaśniliśmy sobie tą pierwszą kwestię, skupmy się teraz na koncercie Block B, ponieważ jest to pierwszy, na który mogłam iść. Jeśli chodzi o poprzednie, to nie lubię tych zespołów aż tak bardzo, żebym miała rzucać wszystko i wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze na bilety, ale Block B to zdecydowanie zespół, którego nie mogłam sobie odpuścić. Jak już pisałam wcześniej, przelotnie widziałam też VIXX, gdyż spotkanie z nimi odbywało cię w Centrum Kultury Koreańskiej, gdzie zaraz potem miał miejsce K-Pop Festiwal 2014 (gdzie miałam również okazję zupełnie przypadkiem poznać Anylkę, administratorkę bloga leeminhopoland.blogspot.com, której swego czasu robiłam szablon i  którą serdecznie pozdrawiam). Na samo Block B byłam zdecydowana od samego początku, a już na pewno od chwili kiedy poznałam ceny biletów. VIPowskie bilety były dość drogie, ale na general mogłam sobie pozwolić i właściwie wcale nie narzekam, że nie zapłaciłam więcej. Pamiętam dokładnie dzień, w którym o godzinie 20:00 miała zacząć się sprzedaż biletów. Zapewne nawet bym tego nie zauważyła i postanowiła kupić go następnego dnia, kiedy strona nie będzie się aż tak zawieszać, jednak moja niezastąpiona siostra przypomniała mi o biletach w odpowiednim momencie i stwierdziłyśmy, że skoro już siedzimy przy kompie, to możemy równie dobrze kupić je teraz. Do końca życia nie przestanę jej dziękować za tę decyzję, ponieważ po niecałej godzinie te najtańsze bilety były już wyprzedane. Nie mam pojęcia, jak bardzo byłabym na siebie zła, gdybym jednak postanowiła trochę poczekać, więc wolę nawet o tym nie myśleć.

Pomijając już setki przygotowań do koncertu i dziwne posty na facebooku dotyczące numerkowania, postaram się wam opisać cały ten dzień wraz z najdziwniejszymi szczegółami.

Żeby już zacząć od samego początku, napiszę, że wstałam o 5:10, ażeby o 6:10 wyjść z domu, ażeby zdążyć na pociąg o 7:00, ażeby o 8:05 być w Warszawie. Jak się dowiedziałam na miejscu, było to już o wiele za późno. Pierwsze numerkowanie miało zacząć się o 6:30, a według ostatecznej wersji, jaką słyszałam, zaczęło się ono o 23 dnia poprzedniego. Osobiście przygotowałam się na numerkowanie o 9:00 i kiedy ok. 8:20 weszłam i McDonalda, zobaczyłam stoliki wypełnione po brzegi osobami o kolorowych włosach i stwierdziłam, że jest jeszcze bardziej kolorowo niż po Animatsuri 2014. Weszłam głębiej, przywitałam się z Dan i dowiedziałam się, że przy numerkowaniu o 6:30 przeszedł już 400 numerek (co było delikatną przesadą, bo sama miałam numer 379). Przerażona pobiegłam pod Palladium i ustawiłam się w kolejce, które o tej godzinie była już co prawda niewielka, ale w której musiałam spędzić prawie 2 godziny, żeby ktoś napisał mi na ręku cyferki, których - uwaga! - nikt i tak później nie sprawdzał!

Nie narzekam jednak na czas spędzony w kolejce, ponieważ udało mi się wówczas poznać kilka fajnych osób. I mówiąc to, mam na myśli bleachową, szefową szabloniarni Panda Graphics, co do której już od dawna wiedziałam, że pojawi się na koncercie, więc był to kolejny powód do radości. Wbrew pozorom nie miałyśmy problemu z odnalezieniem się w tłumie i - przynajmniej w moim odczuciu - od samego początku rozmawiałyśmy ze sobą tak, jak gdybyśmy znały się od zawsze.

Chyba mogę teraz pominąć w swojej opowieści czas między godziną 12 a 15, bo był to czas spędzony w Złotych Tarasach, gdzie nie działo się nic kreatywnego.

O piętnastej miało odbyć się kolejne numerkowanie (a zgodnie z tym, co było napisane na facebooku, trzeba było być na każdym numerkowaniu, inaczej traciło się miejsce w kolejce), także wielką grupą udałyśmy się pod Palladium, aby do godziny 18:30 stać na mrozie. Efektem tego czekania jest pierwsze słowo w tytule tego posta - domyślam się, że nie tylko ja, ale i większość osób, które były na koncercie dopadło potem przeziębienie. Nie narzekam jednak, bo myśl, że jestem chora przez Zico bardzo podnosi mnie na duchu. Kolejka sama w sobie była ogromna i ciągnęła się kilkoma rzędami od klubu Palladium aż po samo KFC, także stojąc w środku nie dało się zobaczyć żadnego z końców, nawet jeżeli wyciągnęło się rękę bardzo wysoko i nagrało oba końce kolejki komórką.

Myślę, że po czasie spędzonym w kolejce, wszystkim najbardziej zapadły w pamięci słowa "DO TYŁU!", które były bardzo często powtarzane przez ogranizację. Naprawdę. CAŁY CZAS. Trzeba było to tam być, żeby poczuć to magiczne "Do tyłu!".

Z poufnego źródła wiem, że kilka osób na rozgrzanie piło cytrynówkę, bo było naprawdę zimno i generalnie nie uważam tego za zły pomysł. Właściwie... to był chyba mój pomysł xD

Przejdźmy do momentu, gdy coś zaczęło się dziać. Kolejka poruszała się powoli, ale około godziny 17.40 było to już na tyle zauważalne, że zrodziła się w nas nadzieja, że w ogóle wejdziemy. No i weszłyśmy.

Sala, w której odbywał się koncert, była całkiem spora, a my zdecydowałyśmy się na miejsca na górze, które co prawda były stosunkowo daleko od sceny, ale dzięki którym wszystko było widać.

Pamiętam dobrze moment, w którym chłopcy wyszli na scenę. Uczucie, jakie temu towarzyszyło, podobnie jak pisk fanek, było nie do opisania. Block B ubrani byli w ciemnoczerwone garnitury. Od razu zwróciłam uwagę na ciekawą fryzurę Zico, którą zobaczycie na zdjęciu poniżej. Cały koncert niesamowicie mi się podobał, ale myślę, że niema sensu opisywać go całego. Tutaj macie link do kanału, gdzie większość możecie sobie sami obejrzeć.

Generalnie cieszę się, że chłopcy zaśpiewali piosenkę "Nalina", którą bardzo lubię, a której nie było  na jednym z poprzednich koncertów. Najbardziej jednak podobało mi się "Very good (rough version)", które Block B zostawili na koniec.

Co mogę jeszcze dodać? Nie było mnie na spotkaniu z fanami ani na zdjęciu, ale z dobrego źródła wiem, że U-Kwon nucił podczas zdjęcia "Let it go", natomiast Zico poczuł się urażony, kiedy moja znajoma brała od niego autograf, mając na sobie koszulkę z innym członkiem zespołu (z tego co pamiętam, to był to P.O.). Taka ciekawostka zza kulis.

Jest jeszcze kilka sytuacji, które działy się przed koncertem, w czasie, kiedy Block B krążyli sami po Warszawie, jednak nie wszystkie mogę opowiedzieć, gdyż część bardzo źle opowiada o ich ochroniarzach, którzy w jakiejś restauracji nie pozwolili nawet, aby chłopcy dali kilku dziewczynom autograf (mimo sprzeciwu chłopaków - Zico sam powiedział do mojej koleżanki "Come here!", jednak ochroniarze nie pozwolili jej się zbliżyć). Jest natomiast jeszcze inna, całkiem przyjemna historia, w czasie której narodziła się Święta Bluza. Tak się składa, że moja siostra, będąc w KFC i wychodząc z kolejki, wpadła plecami na B-Bomba. Następnego dnia oczywiście wszyscy dotykali jej bluzy :)

Ano, no i jest jeszcze jedna ciekawa sytuacja z moją siostrą w roli głównej (musicie wiedzieć, że nie mieszkamy razem z siostrą, gdyż chodzi do szkoły z internatem i generalnie chodzimy różnymi drogami, więc wówczas mnie z nią nie było). Moja siostra mądrze postąpiła i wyciągnęła wnioski ze spotkania z VIXX, więc podczas gdy wszyscy czekali przed wejściem do Palladium w nadziej, że zespół będzie właśnie opuszczał klub, ona stanęła przy bocznym wejściu, dzięki czemu zespół przeszedł 2 metry od niej, a reszta osób nawet ich wówczas nie zobaczyła. Także teraz już wiecie, żeby po koncertach obstawiać WSZYSTKIE drzwi, nie tylko główne.

To chyba tyle. Prawdopodobnie niedługo pojawi się również sprawozdanie z koncertu ADAMS, więc oczekujcie na to. Do następnej notki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz